piątek, 27 grudnia 2013

Ósma.

Cześć, witam!
Milion lat mnie tu nie było, wiem, ale tak wyszło, nie mogłam skończyć tej części jakoś ale w końcu mi się udało. Mam nadzieję, że będę dalej pisać, nie wiem ile i jak często ale będę. Zaczęła się szkoła więc może natchnienie wróci.. :D A teraz zapraszam na tą ósemkę i mam nadzieję, że się spodoba i proszę o KOMENTARZE PO PRZECZYTANIU <3
____________________________________________________________________

Minęły  dwa miesiące mieszkania w Madrycie. Udało mi się znaleźć pracę. I to w klubie. Tak bardzo kocham być psychologiem. Wiedziałam, że zawsze coś w tym było a teraz jestem pewna. I chyba sprawdzam się w tej roli. No i ciągle byłam w klubie. To było bardzo motywujące.  Nawet gdy dni były podobne to zawsze coś się zmieniało. Nowy problem, nowy pomysł. Coś się działo. W końcu to Real. 
Pracując w klubie bardzo zżyłam się z wieloma osobami, w tym zawodnikami. Między innymi
z Adanem, Albeloą, Ramosem, Ikerem. Z Mesutem mieliśmy nadal bardzo dobry kontakt. Jednak najlepszy kontakt miałam z Callejonem. Odkąd Jose był u mnie pierwszy raz zaczęliśmy często rozmawiać, widywać się. Z czasem stał się dla mnie kimś na wzór  brata. Kiedy miałam problem przyjeżdżał do mnie, rozmawialiśmy, zawsze poprawiał mi humor. Działało to też w drugą stronę. Starałam się być dla niego najlepszą przyjaciółką. Kiedy tylko czułam, że coś jest nie tak jechałam do niego, dowiadywałam się o co chodzi, pocieszałam. Wiedziałam, że jestem mu potrzebna i on mi. To było ważne dla mnie i nie chciałam by coś się zmieniało. Poznał mnie z Adanem, z którym miałam podobne relacje. Często wychodziliśmy na jakiś obiad czy coś, tylko po to by pogadać, pośmiać się z siebie. Tworzyliśmy w ten sposób ‘świętą trójkę’, w której każdy czuł się dobrze. Czułam, że jesteśmy jak rodzeństwo. Że każdy potrzebuje każdego. Często w weekendy spotykaliśmy się by pograć w jakieś gry, obejrzeć film, ugotować coś razem czy po prostu posiedzieć i pogadać. Każdy moment z nimi był niezapomniany i niepowtarzalny. Czułam się przy nich bezpieczna i byłam sobą. I oni tak samo. Byliśmy zadowoleni z tego, że jest jak jest.
Była deszczowa sobota. Z Jose i Antonio postanowiliśmy zrobić sobie dziś wieczór filmowy u Adana. Koło godziny 17 zaczęłam się szykować do wyjścia.  Wzięłam prysznic, założyłam czarne rurki i beżową koszulę. Włożyłam buty i płaszcz i zabierając torbę z jedzeniem wyszłam z domu. Antonio nie mieszkał daleko, dlatego poszłam pieszo. Punkt 19 byłam pod drzwiami.
-Jak zwykle punktualna. Cześć Jula – powiedział przytulając mnie w drzwiach
- Taka już jestem. Jose jeszcze nie ma? No w sumie nic dziwnego.- powiedziałam i obydwoje zaczęliśmy się śmiać. W czasie kiedy byliśmy we dwójkę przygotowaliśmy całe jedzenie, napoje i ja zabrałam się za przeglądanie pokaźniej kolekcji filmów. Wybrałam trzy. Na początek 2 horrory, a później jakaś komedia. Po 20 przyszedł spóźniony Jose.
- O, słyszę, że pan perfekcyjne włosy przyszedł- krzyknęłam śmiejąc się z salonu słysząc głos Jose witającego się z Adanem.
- Pani wszystko widzę i słyszę, cześć. – powiedział podchodząc do mnie i dając mi buziaka w policzek.
- Jak dziś się wytłumaczysz? Lakier się skończył? – powiedziałam i z Adanem zaczęliśmy się śmiać.
- No bardzo śmieszne…
- Głupku wiesz, że żartuje – powiedziałam uderzając go lekko w brzuch i uśmiechając się.
- Dobra wiem, udawałem hehe- powiedział popychając mnie na fotel
- Co za człowiek.. – odparłam lekko wkurzona. Jednak zawsze kiedy tak się ‘kłóciliśmy’ to czułam taką radość. Wiedziałam, że żadne z nas nie traktuje tego poważnie i to było fajne. Czułam, że jesteśmy niesamowicie podobni i cieszyło mnie to.
- Dobra, co z tymi filmami? – spytał Antonio wchodząc do salonu
- Możemy zacząć – powiedziałam wstając z fotela i siadając na środku kanapy. Po prawej stronie siedział Jose, a po lewej Antonio. Nasza trójka, kanapa, koc i film plus jedzenie to nasz plan na dobry wieczór. Szczególnie tak deszczowy jak dziś. Oglądając z nimi horrory, nie bałam się filmu. Bardziej bałam się, że któryś z nich nagle na mnie wskoczy, bo po nich można się spodziewać wszystkiego. Jak z dziećmi. Po obejrzeniu dwóch horrorów nadszedł czas na komedię. Tak jak wtedy, nie śmiałam się chyba nigdy. Z nimi mogłabym siedzieć całe życie i nigdy bym się nie nudziła. Kiedy skończył się film chłopaki postanowili włączyć jeszcze jeden, tym razem oni wybierali. Padło na jakiś wojenny film. Po 15 minutach, położyłam się na chłopakach, bo już nie mogłam wysiedzieć.  Po chwili zasnęłam.
Rano obudziłam się na kanapie leżąc na kolanach Jose. On też jeszcze spał z głową na moim brzuchu. Słodko wyglądał śpiąc. Taki mały chłopiec. Nawet szkoda mi było się ruszyć, żeby go nie obudzić. Nagle za kanapą pojawił się Adan i oparł się o nią.
- Dzień dobry mała.- powiedział z uśmiechem.
- Cześć, długo sobie śpimy? – uśmiechnęłam się lekko
- Troszkę. Jest jedenasta. Jak na to, że zasnęłaś o trzeciej to i tak jest dobrze.
- A wy długo siedzieliście jeszcze?
- Zasnęliśmy przed końcem filmu. A tak w ogóle to chyba macie za wygodnie – powiedział i zaczął się cicho śmiać.
- Masz szczęście, że ten człowiek na mnie śpi i nie chce go budzić, bo byś oberwał.
 Adan wysłał mi buziaka po czym usiadł na fotelu obok mnie. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Po jakichś 40 minutach Jose się obudził. Uśmiechnęłam się do niego a on się podniósł.
- Wstał w końcu- zaśmiał się Antonio
- Jak się pilnuje innych to tak jest- powiedział Chudy
-Nikogo nie musiałeś pilnować, chyba, że tej małej- wskazał na mnie
- Nie jestem mała. – Rzuciłam w Adana poduszką po czym wstałam i poszłam do łazienki.  Po 10 minutach wróciłam do pokoju- co chcecie na śniadanie?
- Ciebie- odparli razem i zaczęli się śmiać.
- No to fajnie macie, wygląda na to, że głodujecie- uśmiechnęłam się ubierając bluzę.-  Ja idę gdzieś na jakieś normalne jedzenie. Idziecie? – spytałam.
- No samej Cię nie puścimy, przynajmniej ja- powiedział Jose.
Poszliśmy do małej restauracji niedaleko, zamówiliśmy jedzenie i usiedliśmy przy wolnym stoliku. Jak zawsze rozmawialiśmy o głupotach. Tak posiedzieliśmy razem do 13. Antonio poszedł, bo miał spotkać się ze swoją dziewczyną, a Jose zaproponował, że mnie odprowadzi. Ale nie miałam ochoty iść już do domu, więc poszliśmy przejść się po parku.
- Dobry wieczór był wczoraj - powiedziałam idąc krawężnikiem.
- No, mi też się podobało. Jak zawsze z Wami- uśmiechnął się.
- Słodki Jose powraca – zaczęłam się śmiać, i wtedy Jose chciał mnie złapać więc zaczęłam uciekać. Biegłam tak pół parku i nagle potknęłam się spadając na chodnik.
- Julia nic Ci nie jest? – zapytał Jose podbiegając do mnie.
- Nie, boli mnie tylko ‘miękki tyłek’, durniu – powiedziałam i łapiąc go za rękę podniosłam się z ziemi.
- Durniu? Dzięki, miło.
- To za wczoraj. – odpowiedziałam i odwróciłam się , by pójść dalej.
- Aha, to tak się bawimy - powiedział łapiąc mnie w talii i podnosząc do góry.
- Co Ty robisz? –  krzyknęłam i próbowałam się wydostać, jednak bez skutku. Byliśmy prawie pod moim mieszkaniem. Jose wyniósł mnie na górę, pod same drzwi.
- Odprowadzam pokrakę do domu, żeby nic jej się nie stało. – zaczął się śmiać
- Kretyn, wchodzisz?- powiedziałam otwierając drzwi
- Nie będę Ci dzisiaj już przeszkadzał, idę do siebie- powiedział przytulając mnie dość mocno.
- Dobra, ale nie musisz mnie dusić – mówiłam, próbując go troszkę odsunąć
- I tak wiem, że to lubisz, nie udawaj- zaśmiał się Chudy puszczając mnie
- Nie denerwuj mnie. Widzimy się jutro?
- Jestem cały dzień u siebie, więc czekam – odpowiedział po czym dał mi buziaka w policzek – Cześć mała!
- No na razie głupolu – powiedziałam i weszłam do mieszkania.
Było mi troszkę smutno, że Jose nie został. Uwielbiałam spędzać z nim czas. Czułam radość i spokój kiedy był obok. Ale miał swoje życie, też chciał odpocząć. Rozumiałam go ponieważ sama byłam potwornie zmęczona. Wzięłam prysznic po czym zjadłam coś i poszłam spać. Czekałam na kolejny dzień spędzony z Chudym.

sobota, 13 lipca 2013

Siódma.

NOWY, NOWY, NOWY. :D
No, w końcu nowy, może nie jakiś super, ale nie jest żle. Tu pojawia się Blania ( kocham i nie śmiej się bo jesteś miłym człowiekiem, heheh :D). Tu też pojawia się Jose, który n pewno coś da temu opowiadaniu. Nie wiem kiedy dodam kolejny, jeśli dalej będę siedzieć w domu a internet się znów zbuntuje to postaram się powymyślać kolejne, ale muszę się natchnąć. Nie wiem jak to zrobię, ale damy radę. Tak więc MIŁEGO CZYTANIA, I PROSZE O ZOSTAWIENIE KOMENTARZA JEŚLI PRZECZYTACIE! <3
___________________________________________________________________

Obudziłam się. Gdzie ja jestem? Pokój w którym byłam był dla mnie zupełnie obcy. Jednak wnętrze było przyjemne i nie czułam się w nim aż tak źle. Jednak wciąż zastanawiałam się gdzie jestem i czemu się tu znalazłam. Do pokoju weszła brunetka, średniego wzrostu, bardzo ładna. Wyglądała na miłą i otwartą na ludzi.
- O, widzę, że się obudziłaś. Jestem Blanca, narzeczona Ikera. Przywiózł Cię tutaj, bo zemdlałaś w szatni. Jak się czujesz? – spytała
- Nie jest źle, na pewno lepiej. Ja jestem Julia.- przedstawiłam się- Bardzo miło mi Cię poznać. Ale chyba już czas na mnie. Dziękuję za wszystko. Nie wiesz może gdzie jest moja  torebka?- spytałam szukając jej wzrokiem.
- Iker pewnie o niej zapomniał… Może zostaw swój adres i ktoś Ci ja dostarczy wieczorem.
- Okej, to dobry pomysł- odparłam, wręczając jej kartkę z adresem i numerem telefonu.- Jeszcze raz dziękuję za wszystko i przepraszam za kłopot. Podziękuj proszę Ikerowi.
- Cześć. Nie ma sprawy..- usłyszałam gdy wychodziłam.  Była bardzo miła, ale nie wiem czy naprawdę taka jest, czy to dlatego, że byłam w takim stanie. To dziwne, ale postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy.  Najważniejsze, że jest ok. Poszłam do domu, dobrze, że klucze zawsze chowam do kieszeni, nie do torebki. Padłam na łóżko. Była już 18. Doszłam do wniosku, że pójdę się wykąpać i później spać. Zabrałam T-shirt i bieliznę, weszłam do łazienki, włączyłam muzykę z telefonu,  odkręciłam kurek i wlałam płyn do kąpieli. Zmyłam mój makijaż i zaczęłam się rozbierać. Ciągle myślałam o treningu, szatni, o tym co się stało. Czemu ja zemdlałam? Z wrażenia? Ze szczęścia? Ze strachu? Nie mam pojęcia. Musieli się nieźle ze mnie śmiać, no cóż.  Jednak wierzyłam, że dobrze wypadłam. Zakręciłam wodę i weszłam do wanny.  Woda była taka ciepła i przyjemna. Zanurzyłam się i odpłynęłam słuchając muzyki. Byłam w miejscu, gdzie chciałam być przez całe życie. W pięknym Madrycie. I poznałam zawodników klubu, dzięki któremu jestem jaka jestem. Klubu, który mnie wychował w pewnym sensie i jest dla mnie wszystkim. Pojawiłam się na ich treningu. Siedziałam z nimi w szatni, rozmawiałam. Byłam szczęśliwa i chciałam żeby tak było już zawsze. Nie myślałam nawet o tym, że jestem sama. Nie przeszkadzała mi ta wolność, była nawet wygodna. Nie byłam uzależniona od nikogo. Choć będąc w szatni czułam coś dziwnego, tylko nie wiedziałam czemu. Oprócz Ikera i reszty ‘największych gwiazd’ Madrytu zapamiętałam Moratę, który był przezabawny i uroczy oraz Callejona. Był tak niesamowicie chudy, że witając się z nim bałam się, że mu coś zrobię. Taki kochany i drobny. I nawet fajnie nam się rozmawiało. Kiedy tak leżałam i myślałam, nagle usłyszałam pukanie do drzwi.  Zdziwiłam się, bo nikogo nie znałam. Kto to mógł być? Chwilę później przypomniało mi się, że Iker miał przywieźć torebkę. Krzyknęłam, by poczekał moment, przetarłam włosy, owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć drzwi. Zdziwiłam się otwierając je. Stał tam ten niesamowity chudzielec. No ale z moją torebką, więc wiedziałam, że dobrze myślałam jaki jest powód mojego gościa, by mnie odwiedzać.
- O cześć, tak myślałam, że to ktoś z moimi rzeczami wejdź.
-  Nie chcę przeszkadzać- odpowiedział Jose.
- Nie przeszkadzasz, ktoś musiał mnie w końcu wyciągnąć z tej wanny. Zapraszam- powiedziałam otwierając szerzej drzwi. – Poczekałbyś moment? Tylko się ubiorę.
- Jak dla mnie nie musisz się ubierać- powiedział, po czym zaczął się śmiać.
- Jaki zabawny jesteś, widzę humor z szatni jeszcze się trzyma.- odpowiedziałam śmiejąc się- usiądź sobie, zaraz wrócę.
Założyłam czarną koszulkę, spodenki, rozczesałam włosy. Po 10 minutach wróciłam do  Jose.
-Przepraszam, że to tak długo trwało, ale rozumiesz.- Uśmiechnęłam się- napijesz się czegoś?
- W sumie napiłbym się soku, jeśli można.
- Nie ma sprawy- powiedziałam wchodząc do kuchni. Po 2 minutach wróciłam z dwoma szklankami, ciastkami i kartonem soku pomarańczowego. Postawiłam to na stole i zabrałam moją torebkę z kanapy.- Bardzo Ci dziękuję, że przywiozłeś moje rzeczy. Mam nadzieję, że to nie był żaden problem dla ciebie, bo jeśli tak to przepraszam.
- Nie no, o czym ty mówisz, zemdlałaś w szatni, jak mogliśmy nie dopilnować wszystkiego. Swoją drogą, nie rób nam więcej takich atrakcji.
- No to dzięki, śmiej się ze mnie jeszcze teraz – powiedziałam siadając obok niego. – No ale skoro pamiętasz wszystko to może uzupełnisz pustkę w mojej głowie, co?
- A co tu uzupełniać? Gadaliśmy o wszystkim, postanowiliśmy, że zaczniemy się zbierać, wstałaś, spadłaś na ziemię, Iker Cię zabrał do siebie mówiąc, że mam zabrać twoje rzeczy no i na tym się skończyło. Później zadzwonił żebym Ci je przywiózł  no i siedzę tak teraz u Ciebie.- odpowiedział uśmiechając się.
Tak rozmawiając przesiedzieliśmy 40 minut. Dowiedziałam się wiele rzeczy o nim, jego bracie bliźniaku,  poprzednich klubach. Opowiedziałam mu też niektóre rzeczy o sobie.
-Jak to się stało, że znalazłaś się w Madrycie? – spytał Jose
- Głupia sytuacja. Dzięki Mesutowi, który mi pomógł. Rozstałam się z facetem i nie chcę go już więcej widzieć. Musiałam gdzieś zniknąć, żeby zapomnieć.- powiedziałam, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Ręką otarłam tę, która właśnie  spłynęła mi po policzku.
- Kurczę, biedna- powiedział siadając obok mnie i przytulając. Wtedy nie wytrzymałam. Wszystko było w mojej głowie nadal. Płakałam jak małe dziecko, a on nie mówił nic. Siedział tylko głaszcząc mnie po głowie, która leżała na jego kolanach. Po paru minutach gdy się uspokoiłam wstałam i usiadłam obok.
- Dziękuję i przepraszam. Nie powinnam tak się zachować.
- Nie przepraszaj, widzę, że jesteś bardzo wrażliwa i to nic dziwnego. Jak można zrobić coś takiego komuś takiemu jak Ty. Eh..
- No cóż, było minęło, teraz mam nadzieję, że wszystko mi się jakoś ułoży i będę szczęśliwa w moim pięknym Madrycie. – wstając z kanapy i zabrałam kubki ze stolika i zaniosłam do kuchni. Wracając do pokoju spojrzałam na zegarek. Było już po 23. – Matko, już późno, przeze mnie się nie wyśpisz na jutrzejszy trening. Strasznie przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie już Ci to mówiłem. A o mnie się nie martw, dam sobie radę przecież.- powiedział wstając i idąc w stronę drzwi.- Trzymaj się i do zobaczenia- odparł przytulając mnie mocno.
- Dziękuję. Dobranoc Jose – odpowiedziałam mu zamykając już drzwi. Poszłam do kuchni napić się soku i od razu położyłam się do łóżka.
To był ciężki dzień. Tyle się działo. Trening, ta cała utrata przytomności, wizyta Jose i moje żałosne zachowanie. Było mi ciężko. Bardzo. I tylko ja o tym wiedziałam. No i teraz Calleti mógł się domyślać, po tym co zrobiłam. Sama nie wiem czemu tak się stało. Tęskniłam za kimś kto byłby zawsze, kto przytuliłby mnie kiedy mam taką ochotę, kto kłóciłby się ze mną tylko po to by później mówić mi, że lubi kiedy się złoszczę. Kogoś kogo pocałunek sprawiałby, że zapominam o wszystkim co jest dookoła. Teraz nie było nikogo. NIKOGO. Czułam się pusta, samotna. Jednak było coś co nie pozwalało mi się załamać. Madryt. Miasto gdzie teraz mieszkam. Było tam coś niesamowitego, coś co sprawiało, że się uśmiecham. Byłam zadowolona z tego, że znalazłam się właśnie tu i teraz. Czekałam na to co przyniesie mi życie w tym miejscu. Jeszcze nie wiedziałam jak bardzo zmieni się moje życie.


niedziela, 5 maja 2013

Szósta.


Kolejny jest. Przepisałam, bo w końcu znalazłam te nieszczęsne kartki z geografii. Tyle co przy pisaniu tego rozdziału to problemów jeszcze nie miałam, i sama śmiałam się z tych głupot jakie napisałam. Ale to nic, trzeba było w końcu dodać ten kolejny. W końcu jest Iki co cieszy bardzo (Kala ciesz się. <3 ). Rozdział się kończy tak, że ... z resztą sami się przekonacie. Dobra nie wiem już co pisać, więc tyle. MAM NADZIEJĘ, ŻE SZÓSTKA SIĘ WAM SPODOBA I PROSZĘ O KOMENTARZE. KOCHAM WAS MOCNO. <3
__________________________________________________________________

Wtorek, piękny, słoneczny dzień. Jeden z najważniejszych obecnie dni w życiu Julki. Dzień, w którym spotka się z chłopakami Realu Madryt. Jej największej miłości.


Wstałam o 8. Nie mogłam spać, strasznie się denerwowałam dzisiejszym dniem. Chciałam być po prostu naturalna, bo z moją ciekawością to mnie znienawidzą. Dlatego muszę się pilnować. Zjadłam śniadanie, wzięłam prysznic i zaczęłam tworzyć koncepcje togo, co założę. Przez godzinę stałam przed szafą i nie mogłam się zdecydować. W tym bez sensu, w tamtym za gorąco albo za grubo. Po długich medytacjach w tym temacie w końcu wybrałam. Ubrałam ciemne rurki, białą bokserkę i do tego beżowy sweterek.  Gdy skończyłam się szykować, było już za dziesięć 12. Wrzuciłam do torby portfel, wodę i koszulę, po czym wyszłam z domu. Lira już czekała.
-Cześć- powiedziałam wsiadając do samochodu.
- No hej, jak tam nastrój? – spytała z uśmiechem na twarzy.
- Strasznie się boję, w sumie nie wiem niczego o nich. Zawsze byli tylko w tym ekranie, no i to kilka razy co byłam na meczach, to z daleka. A teraz? Masakra. A co jak nie będą chcieli ze mną gadać? Jak spalę się na wstępie?
- Nie myśl tak nawet Oni są strasznie mili i zawsze otwarci na ludzi. Sama się o tym przekonałam. A skoro byli tacy dla mnie jako Cule to Ciebie, jako Madridistkę pokochają od razu. – powiedziała
- Mam nadzieję, że masz rację- odpowiedziałam z niepewnością.
Po 40 minutach dojechałyśmy na miejsce. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze po jakieś jedzenie, bo trzeba jeść w końcu. Dostałyśmy się bez problemu. Usiadłyśmy nie na trybunach tylko na trawie, bo doszłyśmy do wniosku, że poleżymy jak nam się znudzi siedzenie. Po chwili pojawili się na boisku. Ja nie wierzyłam i wbiło mnie w ziemię, ale to chyba normalne, kiedy widzisz po raz pierwszy tych których kochasz i chcesz być jak oni. Jednak po kilku chwilach ogarnęłam się i już spokojnie gadałam z Lirą. Śmiałyśmy się  tego, że chłopaki chcąc się popisać ‘bawili się’ piłką, jedna zwykle nie wychodziło im to za często. Inną rzeczą, która była strasznie zabawna było ‘przypadkowe’ wykopywanie w naszą stronę. Czułam się jak chłopcy od podawania piłek, autentycznie. Po dłuższym czasie już zapomniałam, że jestem na treningu Realu. Czułam się jak na treningu moich kolegów z orlika. Leżałam na trawie z Lirą, rozmawiałyśmy o głupotach i opalałyśmy się.
W pewnym momencie ktoś zasłonił nam słońce. Nie otwierając oczu prawie krzyknęłam:
- Co za debil zasłania nam to ciepełko? – otwarłam oczy i chciałam się zapaść pod ziemię, zniknąć.
To był Iker. Prawdziwy on. Moja inspiracja życiowa. A ja do niego z takim tekstem. Boże, czemu ja wcześniej nie otwarłam tych oczu? Zabijcie mnie.
- Koleżanka zawsze taka nerwowa? – Iker spyta Lirę śmiejąc się.
- To wcale nie jest śmieszne, nie musiał yyy, Pan? Zasłaniać mi tak nagle tego ciepłego słońca.
- Dobra, przepraszam. Ale możesz mówić mi Iker? Nie jestem taki stary.
- Serio? Zaczynam Wierzyc w marzenia, bo się spełniają. Jestem Julia, miło mi. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam będąc tutaj. To wszystko wina Mesuta.
- Nie no co Ty. Cieszę się, że Mes zaprasza fajne dziewczyny, dla chłopaków to bardzo motywujące- zaśmiał się Iker
- Dzięki, poczułam się dziwnie potrzebna- zaczęłam się śmiać
- Nic dziwnego, sama popatrz jacy są zaangażowani – powiedział siadając bok nas
Rozmawiałam z nim do końca treningu, już ze spokojem, bo wiedziałam, że gorzej niż przy powitaniu nie będzie. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, nie koniecznie tych, o które pytałam. Ale Iker to Iker, jak zacznie gadać to o wszystkim. Gdy chłopcy zeszli z treningu Iker spytał czy idziemy z nim do szatni. Jak to usłyszałam to stanęłam jak wryta, znowu. Co? Serio? Nie ma mowy. Przecież ja tam umrę. Nie ma szansy. Jednak nie można być spokojnym z Lirą i Ikerem. Pół drogi musieli mnie  tam ciągnąć. W końcu się ogarnęłam i sama dotarłam na miejsce. Weszliśmy do szatni, w momencie, który tylko Iker mógł przewidzieć.
TYLE WYGRAĆ! Właśnie takich ich kocham. Bez koszulek, gdy są tacy spokojni, a jednak nie i zachowują się jak dzieci. Atmosfera szatni większości klubów. Jednak tutaj jest na co patrzeć, nie to co w Dortmundzie. Dodatkowo tam był Mario, który miał pretensje o to, że patrzę za dużo na jego kolegów. Jak ja się cieszę, że w końcu się od niego uwolniłam. Będąc z nim w związku nie widziałam tego wszystkiego, co mi robił. Ale po co ja o tym myślę. Muszę zapomnieć. Teraz trzeba skupić się na tym, że mogę patrzeć na chłopaków Madrytu bez żadnych obaw. I lepiej nie mówić jak mój mózg zareagował na to co zobaczył. Jednak jestem niewyżyta, wyszło szydło z worka. Wszystko przez tą samotność. Ale nic, poradzę sobie.
Wracając do szatni. Gdy weszliśmy tam, prawie nikt nie zwrócił na to uwagi. Dopiero kiedy Iker powiedział, że nie jest sam to nagle wszyscy się zainteresowali. Przychodzili i po woli zebrała się wokół mnie gromadka chłopaków z czego połowa bez koszulek, a ja w środku po prostu umierałam. CZEMU ONI MI TO ROBIĄ? Ale przecież nie powiem, żeby poszli bo czuję się niekomfortowo. Po chwili już spokojnie gadałam z nimi na wiele różnych tematów. Siedzieliśmy w tej szatni w większości, bo niektórzy nie mieli dużo czasu. Angel szybko jechał do domu do dzieciaka, Xabi, Luka i Karim mieli strasznie dużo do zrobienia, a Lira zabrała Mesa i pojechali. Na co ja się zgodziłam. No trudno, jakoś wrócę. Trzeba sobie radzić, a poza tym musiałam z nimi dłużej posiedzieć. Było bardzo zabawnie, czasem dziwnie, bo chyba czasem zapominali, że jestem jedyną dziewczyną. NIE ŻEBY MI TO PRZESZKADZAŁO.  W życiu się tyle nie śmiałam. W sercu dziękowałam Bogu za to, że się tu znalazłam. Poznałam ich z innej, tej prawdziwej strony w pewnym stopniu. Bo nikt normalny nie gada o swoich super przygodach przy ludziach, którzy są obcy. Chyba, że dla nich to norma, to sory. Ale wątpię. Po długim czasie rozmów wszyscy doszliśmy do wniosku, że jest już późno i pasowałoby się zbierać. Wstałam z ławki i nagle nie wiedziałam co się dzieje. Zrobiło mi się strasznie słabo i  po chwili wylądowałam na podłodze.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Piąta.


Udało mi się dodać nowy rozdział. Kolejny już się tworzy, więc może w niedzielę po południu uda mi się wrzucić. Strasznie często wrzucam te części, chyba muszę zwolnić :D W tym rozdziale wkracza Lira ( Weronika), która jest kobietą Mesuta na Mężu (funpage 'Mój mąż będzie piłkarzem') jak tez w opowiadaniu. Właśnie od niej zaczynam wkręcać dziewczyny ze strony do opowiadania więc kochane, mam nadzieję, że będziecie zadowolone :) Kolejny rozdział jak już mówiłam jest w toku, więc życzę miłego czytania i do kolejnego. <3
PROSZĘ O KOMENTARZE, ŻEBYM WIEDZIAŁA KTO CZYTA I DLA KOGO PISZĘ!
DZIĘKUJĘ! :3
_____________________________________________________________________________

Czwartek. Dzień w którym zaczyna się nowe życie Julii. Hiszpania. Madryt. Nowy rozdział jej życia. Wiele się zmieniło. Zapomina już o byłym chłopaku, nie chce go pamiętać. Nie po tym co zrobił. Teraz zaczyna nowe życie z dala od dawnych znajomych i miejsc, które wywołują wspomnienia.

Jestem w mieście, które jest jednym z najważniejszym dla mnie. Mieście Królewskim. Mieście, które było marzeniem. Największym. Teraz staje się to rzeczywistością. Moje życie zmieniło się o 180 stopni i wydaje mi się, że na lepsze. Jestem na dobrej drodze do ułożenia sobie wspaniałego życia. Wsiadłam w taksówkę i podałam kierowcy karteczkę z adresem. Sama nie wiedziałam, gdzie mieszkam. Wiedziałam tylko tyle, że to numer mieszkania to 96. W końcu dotarliśmy na miejsce. Podziękowałam i zabrałam bagaże na 4 piętro. Dobrze, że winda działała, bo po schodach było by ciężko. 

Weszłam do mieszkania. Było nowoczesne i piękne.  Kuchnia z jadalnią, salon, łazienka i spialnia. Wszystko beżowo- brązowe. Zakochałam się t w tym miejscu. Było takie cudowne. Weszłam do salonu. Na stoliku w salonie leżał list:

„ Bienvenido en Madrid!
   Mam nadzieję, że spodoba Ci się tutaj i będziesz szczęśliwa.
   Wpadnę wieczorem!
                                                                                    Mesut”

Miły był. Od samego początku naszej znajomości potrafimy się dogadać. Może to dziwne, bo w sumie znamy się nie cały miesiąc, jednak wiem że jemu mogę zaufać. Poza tym strasznie szybko przywiązuję się do ludzi. Dziękowałam Bogu za to, że wszystko tak się potoczyło. Jestem w mieście, które jest jednym z najważniejszym dla mnie. Mieście Królewskim. Mieście, które było marzeniem. Największym. Teraz staje się to rzeczywistością. Moje życie zmieniło się o 180 stopni i wydaje mi się, że na lepsze. Jestem na dobrej drodze do ułożenia sobie wspaniałego życia.
Wciągnęłam resztę moich rzeczy do mieszkania i zaczęłam je wyjmować. W końcu trzeba się rozpakować, a dziś i tak nic innego nie zrobię. Zabrałam tylko te najważniejsze rzeczy, jednak były to 3 walizki i torba. W końcu kobiety tak mają. Dużo tego, no ale wszystko potrzebne albo może się przydać. Rozkładanie się zajęło mi coś koło trzech godzin. Kiedy skończyłam była już 20. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to Mesut. Przyjechał ze swoją kochaną Lirą. Cieszyłam się, że w końcu mogłam ją poznać. Tyle o niej mówił. Była strasznie miła, otwarta i ogólnie niesamowita. Widać było po nich, że nie jest to jakiś taki chwilowy związek. Czułam, że to silny wiązek, którego nie zniszczy byle co, że nie stanie się nic z tego co u mnie. Siedzieliśmy sobie w salonie i rozmawialiśmy. W pewnym momencie pogrążyłam się w myśleniu. Dobrze, że byli szczęśliwi. To było ważne. Jednak czułam się dziwnie. Niedawno miałam to samo, a jednak uczucie okazało się złudne. Ale niestety wspomnienia zostają. Chciałam znów czuć się ważna, komuś potrzebna. Niestety. Teraz po całym zajściu z Mario nie miałam najmniejszej ochoty w cokolwiek się angażować, szczególnie emocjonalnie. Przynajmniej w najbliższym czasie. Nagle Mesut wyrwał mnie
z toku myśli:
- Julia, Ty słuchasz czy nie?
- Przepraszam, zamyśliłam się. Jesteście tacy kochani i szczęśliwi, że aż Wam zazdroszczę.- powiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
- Ale nie masz przecież czego zazdrościć. Jestem pewna, że znajdziesz tego jedynego i to niedługo. I tutaj. – powiedziała Lira.
- Zapomniałbym o niespodziance. Jutro o 13 mamy trening i chcę żebyś przyszła z Lirką. Poznasz chłopaków,  może coś się dowiesz od nich samych. Wiem, że bardzo chciałaś ich spotkać, a skoro mogę spełnić twoje marzenie, to czemu nie. – powiedział Mesut wyraźnie zadowolony.
- No co Ty? Nie. Serio? Nie wierzę. O mamo. – nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zaskoczył mnie straszliwie. Przytuliłam go. – Dziękuję.

Wyszli ode mnie coś koło 22. Umówiłam się z Lirą na 12 u mnie, bo ja nie mam pojęcia jak poruszać się po Madrycie. W końcu jestem tu pierwszy dzień. Gdy już zostałam sama postanowiłam, że pójdę się wykąpać. Gdy już wyszłam z łazienki, zrobiłam cos do jedzenia i sprawdziłam facebooka. Nic ciekawego. Popisałam chwilę ze znajomymi i poszłam się położyć. Jednak mimo ogromnego zmęczenia moją głowę zaprzątały przeróżne myśli. Trening Realu Madryt. Ja jako jedyna obca osoba. A co jeśli będę sztuczna? Jeśli mnie nie polubią? Nie wiem. Boję się. Jednak to moje marzenie i mimo  wszystko spełnię je, skoro mam szansę. Poradzę sobie. Muszę.

piątek, 5 kwietnia 2013

Czwarta.


Ludzie napisałam czwóreczkę.
Jednak najlepsze opowiadania powstają w szkole. To jest w moim przypadku pewne. Dzięki Blani mam ochotę już pisać o 'konkretach' ale mi się nie da teraz tego wkręcić i muszę czekać. ale nic. :c
Mam nadzieję, że się spodoba :3
JEŚLI PRZECZYTACIE- SKOMENTUJCIE. CHCĘ WIEDZIEĆ DLA KOGO PISZĘ. <3
MIŁEGO CZYTANIA :)
_________________________________________________________

Idąc do domu chłopaka nie wiedziałam co się dzieje. Nic mi nie powiedział, gdy rozmawialiśmy. Wchodząc przez furtkę denerwowałam się. Kiedy szłam ścieżką do drzwi wejściowych Mario wyszedł z domu i idąc w moją stronę uśmiechnął.
- Cześć piękna- powiedział przytulając mnie.
- No hej, co się stało? Nawet nie wiesz jak wystraszyłam się tym twoim telefonem. Weź mi powiedz, bo nie wytrzymam.
- Uspokój się mała. Zaraz się dowiesz. Pomału- powiedział chłopak i łapiąc mnie za rękę zaprowadził do domu.
Wchodząc do salonu przeżyłam szok. Było tam pełno ludzi, dekoracji i wszyscy śpiewali sto lat. To było niesamowite uczucie. Miałam łzy w oczach, i były to  łzy szczęścia.
- Jejku, dziękuję Wam. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tak wspaniałą niespodziankę. Dziękuję.
A Tobie najbardziej, bo czułam jakiś podstęp w tym wszystkim- powiedziałam odwracając się do Mario.
- No jak zawsze. Ty musisz wszystko czuć. Wszystkiego najlepszego skarbie- powiedział składając na moich ustach namiętny pocałunek.
Impreza trwała już 2 godzinę. W tym czasie poznałam wielu nowych ludzi, znajomych Mario z klubu i reprezentacji, których zaprosił wiedząc jak są dla mnie ważni. Nie zapomniał też, że moją miłością zaraz po Los Galacticos jest Bayern i chłopaków z tego klubu również nie zabrakło. Poznałam Manuela Neuera, Bastiana Schweinsteigera ( przyszedł oczywiście z Lucasem, co wcale mnie nie zdziwiło- wręcz przeciwnie), Jerome Boatenga, Mario Gomeza i Thomas Mullera. Chłopaki przynieśli mi ogromnego miśka- maskotkę klubową w koszulce Bayernu. Myślałam, że umrę ze szczęścia. Wyściskałam ich wszystkich, sama nie wierząc w to, co się dzieje. Jedno  moich marzeń właśnie się spełnia i to w moje urodziny. Ledwo skończyłam rozmawiać z chłopakami, chciałam pójść do Mario, przeszłam dwa kroki i wpadłam na Mesuta Oezila. W tym momencie przeżyłam szok. Zawodnik mojego ukochanego klubu na moich urodzinach. No nie wierzę w to.
- Wszystkiego najlepszego – powiedział ze swoim wspaniałym uśmiechem.
- Dz-dz-dziękuję Ci bardzo, ei nie wiem co powiedzieć.  – jąkałam się rozmawiając z nim- nie wierzę, że jest tu ktoś z Madrytu i jeszcze z nim rozmawiam, o mamo.
- Jula, spokojnie. Przecież to nic nadzwyczajnego. Nie jestem przecież inny niż Ty.
- Madryt. Real Madryt. Czy ty już tego nie pamiętasz?- spytałam zdenerwowana
- Wiem, wiem o co ci chodzi. Ale to nie jest nic takiego przecież, klub jak klub, tylko że jeden z najlepszych- zaśmiał się Mes.
- Najlepszy. Jeeeju, ale mam dużo pytań..
- No to pytaj- uśmiechnął się Oezil.
Siedziałam z Mesutem w kuchni, rozmawialiśmy o klubie, relacjach, zawodnikach – wypytałam o wszystko od Ikera i Ramosa do rezerw i Castilli. Musiałam to wiedzieć. Bardzo fajnie nam się rozmawiało. Później zeszliśmy na tematy bardziej prywatne. Mes opowiedział mi o swojej wybrance. Miała na imię Lira, i z jego opowieści można było wywnioskować jak bardzo się kochają. Bardzo cieszyłam się  tego faktu. Chciałam szczęścia każdego ‘naszego’ zawodnika. Sama wtedy byłam bardzo zadowolona. Później ja opowiedziałam mu o przeprowadzce i o tym jak poznaliśmy się z Mario. Czułam, że mogę mu zaufać. Kiedy skończyłam mówić o mnie i moim facecie spojrzałam na telefon. Był tam nieodczytany sms od Mario:
‘Kocie, przyjdź na górę. Mam coś dla Ciebie ;*’
Przeprosiłam Mesuta, który zrozumiał o co chodzi i tylko się zaśmiał. Był strasznie kochany. Idąc na górę, spodziewałam się wielu rzeczy ale na pewno nie tego co zastałam. Zastanawiałam się gdzie może być Mario i doszłam do wniosku, że pewnie w sypialni. Otwarłam drzwi i przeżyłam szok. W pokoju mój facet zabawiał się z dziewczyną, która pomagała mu zorganizować moje przyjęcie i najwyraźniej nie widział w tym nic złego. Nagle mój wzrok spotkał się z jego wzrokiem i sparaliżowało mnie. Jednak jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało. Nie wiedziałam co czuję. Kochałam go i jednocześnie nienawidziłam. Uciekłam stamtąd i płacząc zbiegłam po schodach. Znów wpadłam Na Mesa.
- Julia, coś się stało?
- Nic. Nie ważne. Zostawcie mnie wszyscy w świętym spokoju- krzyczałam przez łzy i wybiegłam z domu Goetzego.
Chciałam być teraz sama. Bałam się z kimkolwiek rozmawiać. Czułam się zdradzona, oszukana. Po chwili byłam już pod moim mieszkaniem. Z trudem otworzyłam drzwi wejściowe. Byłam roztrzęsiona, nie wiedziałam co się ze mną dzieje i co mam robić. Zdjęłam buty i z płaczem rzuciłam się na łóżko. Nie miałam zamiaru robić nic. Chciałam tylko płakać. W pewnym momencie zadzwonił domofon. Nie otwierałam. Nie chciałam widzieć nikogo. Jednak niespodziewany gość nie dawał za wygraną. Po 3 minutach ciągłego dzwonienia podeszłam do drzwi zdenerwowana i otwarłam je.|
- Spokoju nie można mieć?
- Teraz nie. Mogę wejść?- spytał Mesut, którego nigdy nie spodziewała bym się tutaj.
-No… wejdź, proszę.- powiedziałam zamykając za nim drzwi.- O co chodzi?
- Julka, to ja powinienem spytać. Dobra, może to nie jest moja sprawa i możesz nie odpowiadać. Ale widzę, że coś jest nie tak. Martwię się rozumiesz?
- Matko, nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego jak Ty. - powiedziałam siadając na kanapie- Nikt nie przyszedł mówiąc, że się martwi. Nawet ON. Naprawdę poczułam się jak coś warty człowiek. Dziękuję.
- Nie masz za co dziękować. Poznałem Cię niedawno, a Ty zaufałaś mi i opowiedziałaś bardzo dużo. I z tych opowieści wnioskuję, że jesteś bardzo silną osobą. Jednak kiedy zeszłaś w takim stanie z góry widziałem, że coś się stało. Coś co naprawdę Cię poruszyło i na czym Ci zależało. A kiedy już prawie zabiłaś mnie swoim krzykiem i uciekłaś, byłem tego pewien. Dlatego dowiedziałem się gdzie mieszkasz i przyjechałem, żebyś nie zrobiła nic głupiego.- powiedział siadając obok mnie i obejmując ramieniem.
- Mes, nie wiesz jakie to jest miłe dla mnie. W końcu ktoś się mną naprawdę zainteresował. Normalnie nie reaguję w ten sposób ale to co dziś się stało przeszło samo siebie… - zaczęłam opowiadać mu co stało się na górze a z moich oczu znów popłynęły łzy.
Po jakimś czasie, gdy skończyłam moją historię Mesut powiedział, że Mario nie pojawił się na dole od czasu mojej ucieczki. W tym momencie zrozumiałam, że to koniec naszego związku. Nie ma sensu tego ciągnąć, skoro on niczego do mnie nie czuje. Dodatkowo te jego ‘wakacje’ na które pojechał też okazały się przyjemne, oczywiście dla niego. Dowiedziałam się tego od Marco, który wiedział, że powinien mi powiedzieć. To tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Po tych rozmowach doszłam do wniosku, że wyjeżdżam. Jadę do Madrytu. Zawsze chciałam tam mieszkać a teraz znam Mesuta i może będzie łatwiej, niż gdybym była sama. Muszę zapomnieć o tym co było. O Dortmundzie, który znienawidziłam jeszcze bardziej. O Mario i o tym co nas łączyło.  

poniedziałek, 25 marca 2013

Trzecia.


Trójka powinna być dłuższa, ale nie mam dziś głowy, żeby myśleć a chcę dodać to, co wymyśliłam. Dziękuję Martynie za pomysły, za to, że ciągle mnie męczy o kolejne części, pomaga w pisaniu narażając nasze życie na polskim, poddaje pomysły, wymyśla ze mną historie idąc do szkoły albo domu. Kocham Cię. <3
Przepraszam Lirę za to, że nie ma Mesuta w tej części, ale mam dla niego specjalną rolę i obiecuję, że w 4 będzie. ;*
Może tą częścią uda mi się Was zaciekawić, mam taką nadzieję. Miłego czytania :3

PROSZĘ O KOMENTARZE, ŻEBYM WIEDZIAŁA DLA KOGO PISZĘ ;)
DZIĘKUJĘ. <3

_________________________

8 maj. Jutro urodziny Julii. Od tygodnia Mario stara się przygotować dla niej przyjęcie. Z jednej strony niespodzianka urodzinowa. Z drugiej pewna forma przeprosin za jego długą nieobecność, z powodu wakacji piłkarskich i za to, że ich kontakt pogorszył się. Mario nie wiedział czy czuje to co wcześniej, ale Julia była dla niego ważna. Nie chciał jej ranić. Starał się. Odkąd współpracuje z dziewczyną od organizacji imprez coraz więcej myśli. O Julii. O swoich uczuciach. O NICH.

(z perspektywy Mario)
Pojechałem do biura Marty by dopracować szczegóły imprezy. Denerwowałem się. Chciałem aby wszystko wyszło jak najlepiej. Impreza już jutro, a my nie mamy prawie niczego. Przeraża mnie to. Ale w końcu jestem facetem, nie poddam się i będzie idealnie, wierzę w to. Właśnie wchodziłem do firmy, która pomagała mi z imprezą, kiedy dostałem SMS od Julki:
”Cześć misiek ;* Dzisiaj piątek, a ja mam już wymyślony pewien plan? Co ty na to? KC. <3”
Czytając wiadomość uśmiechnąłem się. Była taka słodka, nawet gdy jej nie widziałem. Zawsze wiedziała co na mnie działa i kiedy napisać. Odpisałem jej, że oddaję się w jej ręce i czekam na wieczór, po czym schowałem telefon do kieszeni. 5 minut później byłem już w gabinecie Marty, która przedstawiła mi co przygotowała. Przez te 3 dni przygotowała plan przyjęcia i dekoracje, rozesłała zaproszenia do znajomych z listy gości, którą przygotowałem wcześniej  i zrobiła wszystko co było potrzebne. Odetchnąłem z ulgą, teraz tylko musimy trzymać kciuki, żeby wszystko wypaliło. Dałem Marcie klucze do mieszkania, bo nie wiedziałem kiedy chcą zacząć, a po drugie najprawdopodobniej dziś zostaję u Julii. Zacząłem się zbierać. Wtedy Marta podeszła do mnie i stojąc nade mną chwyciła moje ramię. Powiedziała:
- Mam nadzieję, że wszystko się uda. Że cały efekt spodoba Ci się. To chyba jeden z moich lepszych projektów i też się boję. Ale dobrze, że zgłosiłeś się do nas. Cieszę się, że poznałam Ciebie. – i uśmiechnęła się.

- Ja również, i mam taką samą nadzieję. Wszystko dla młodej, muszę jej wynagrodzić wszystko co się działo. – oparłem głowę o talię dziewczyny- Strasznie to trudne. Ale miłe. Miłość jest dziwna. Ale nie przyszedłem tu gadać.- podniosłem się z krzesła i stanąłem obok Marty-  Dziękuje Ci za to co zrobiłaś. Jesteś nieoceniona. Chcę, żebyś przyszła na imprezę. W końcu to też twoja zasługa. Poznasz Julkę, na pewno się polubicie. To co, przyjdziesz?
- No jasne. Bardzo się cieszę, z tego zaproszenia- uśmiechnęła się dziewczyna.
-  To bardzo dobrze. Dobra ja lecę, bo na pewno masz jeszcze dużo pracy. No to do jutra- przytuliłem dziewczynę, pocałowałem w  policzek i wyszedłem z budynku.
Była 13. Julka kończyła szkołę za 20 minut. Postanowiłem po nią pojechać. 10 minut później byłem już na miejscu.

(perspektywa Julii)
Historia to zło. Szczególnie rozszerzona. Ale sama wybierałam profil, przeżyję. Zostało 10 minut do najlepszego weekendu życia. W szkole piszą matury więc mamy ponad 2 tygodnie wolnego. Jeszcze jutro moje urodziny. Chcę, żeby ten czas był niezapomniany i cudowny. DZWONEK. W końcu weekend. Teraz kawiarnia z dziewczynami, ploteczki i takie tam. Później wrócę do domu, ogarnę coś, bo mamy jak zwykle w weekend nie ma, przygotuję się i możemy wyruszać w miasto z Mario. Wyszłam z klasy i w grupie ruszyłyśmy w stronę drzwi. Wyszłyśmy ze szkoły, a za bramą zobaczyłam Mario. Zdziwiło mnie to bo miałam inne plany na południe. Ale ucieszyłam się gdy go zobaczyłam. Dziewczyny doszły to bramy wolniej a ja podeszłam szybko do mojego faceta. On złapał mnie w talii, przyciągnął do siebie i pocałował. Czemu tak bardzo kocham te pocałunki? Może z powodu szczęścia jakie wtedy czuję. Radość i bezpieczeństwo. Po chwili chłopak cofnął się, obrócił mnie, pociągnął na siebie i objął. Tak stojąc i opierając się o samochód czekaliśmy na dziewczyny, właśnie podchodzące do nas. Chłopak odezwał się jako pierwszy.
- Cześć dziewczyny. Co tam, macie jakieś plany w których właśnie wam przeszkodziłem?
- Nie no nie przeszkodziłeś- zaśmiała się Ola
- Miałyśmy iść do kawiarni posiedzieć- powiedziała Monika
- Ale wiesz, jeśli chcesz to możesz iść z nami- zaproponowała Aga
- No w sumie, mogę- powiedział Mario i zaprosił dziewczyny do samochodu. Fakt, było nas 6 ale to tylko 2 ulice dalej więc dziewczyny ścisnęły się z tyłu i pojechaliśmy. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, zajęliśmy duży stolik i dostaliśmy menu. Poszłam z Anką do łazienki, ogarnąć trochę siebie, a Mario został z dziewczynami.  Gdy wróciłyśmy zamówienia były już na stoliku. Mario zamówił moją ukochaną szarlotkę i smoothy dla mnie, tak jak kocham. Znał mnie lepiej niż myślałam. Niestety poszedł, mówiąc że ma dużo do załatwienia. Potem dziewczyny zaczęły gadać o chłopakach w naszej szkole. Fakt jest kilku bardzo ciekawych. Można by było się brać. Ale teraz nikogo nie szukam. Jestem szczęśliwa.
(…)
Cały wieczór udał się. Mario przyszedł, poszliśmy do kina na jakąś komedię romantyczną, ale filmu prawie w ogóle nie obejrzałam przez niego, potem pojechaliśmy do mnie i tak siedzimy. Na kanapie z jedzeniem i piciem i włączonym meczem. Z nim mogę tak leżeć całe życie.
(…)
Obudziłam się rano, Maria nie było. Zdziwiłam się, poszłam do łazienki no i znalazłam zgubę. Jak zawsze musi wyglądać idealnie. Aż sama się boję, bo nie wyglądam ani trochę tak wspaniale. Ale on nadrabia, za wszystkich. Uśmiechnęłam się stojąc w drzwiach, gdy się obrócił.
- Dzień dobry mała, wyspana?
- Z Tobą zawsze się wysypiam, nawet jeśli śpię krótko- odparłam i przytuliłam się do niego.
- Bardzo się cieszę. Idę do piekarni, chcesz coś?
- Zrób mi niespodziankę, sam wybierz coś dobrego.
- Okejeczka, będę za 30 minut słońce- powiedział i wyszedł z mieszkania.
Poszłam się wykąpać, w końcu dziś urodziny, muszę jakoś wyglądać. Ogarnęłam włosy, twarz i siebie ogólnie, poszłam do pokoju, wybrałam jedną z moich ulubionych sukienek i założyłam beżowe baleriny. Na polu było ciepło, wiedziałam o tym. Spakowałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy, by była gotowa do zabrania. Potem poszłam do salonu, posprzątałam go i usiadłam na kanapie włączając telewizor. Akurat był jakiś magazyn sportowy więc zostawiłam i nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się po jakichś 3 godzinach, po czym poszłam do kuchni zrobić kawę. Była już 18. Trochę dnia mi uciekło. Tylko zastanawia mnie jedna rzecz, a mianowicie gdzie Mario? Na pewno gdzieś się zasiedział, ale mógł chociaż napisać SMS. On jest taki roztrzepany, że nawet nie wiem czy pamięta, że ma telefon. Wariat. W tym momencie odezwał się mój telefon. To był on. Szybko odebrałam.
- No gdzie Ty jesteś? Martwiłam się.
- Możesz przyjść do mnie? Muszę Ci coś pokazać.
- Jezu, 
stało się coś? Będę za minutę. – rozłączyłam się, szybko wzięłam torbę, zamknęłam mieszkanie i poszłam do Mario. Na szczęście mieszkał 2 ulice ode mnie, więc szybko się tam dostałam.

sobota, 23 marca 2013

Druga.


Dwójka, może nie tak cudowna jak na innych blogach ale jest. Tutaj poznacie historię znajomości Mario i Julki. Może nie najlepsza i strasznie dziwna ale nic. Wyobraźni nie zatrzymasz. W tym rozdziale pojawia sie kolejna postać, mianowicie Natalia, która może pżóniej wiele znaczyć. Ale to wszystko przed nami. :)
Jest jeszcze Ewa, Benni i inni chłopcy, ale oni tylko epizodycznie się pojawiają. (Benek dla Blanci, żeby się nie denerwowała na Mario ;* )
Mam nadzieję, że się wam spodoba no i do kolejnego miśki! ;*

PS: Proszę o komentarze, jeśli przeczytaliście bo chcę wiedzieć kto czyta (oprócz Iri, która zawsze pisze <3 ). Z góry dziękuję :)
_____________________

Kawiarnia na rogu najbardziej ruchliwej ulicy w mieście. Dwie przyjaciółki siedzą w kącie pomieszczenia i piją kawę. Nie widziały się od czasu przeprowadzki Julii. Stęskniły się za sobą, za plotkami i wszystkim, co je połączyło. Natalia postanowiła odwiedzić swoją bratnią duszę po pół rocznej rozłące.  Brakowało jej Julki. Mimo tego, co przeszły, kochała ją strasznie. Ale wiedziała, że nie może z tym nic zrobić.  Może jedynie dzwonić i czekać na odwiedziny jednej, bądź drugiej strony.

- Jeeju, jak ja Cię dawno nie widziałam. Opowiadaj, co u Ciebie? Jak życie? Przyzwyczaiłaś się już do mieszkania tylko z mamą? Jakich masz znajomych? Lepsi od nas? Kim był ten chłopak? Jak szkoła? Kurczę, mam tyle pytań, no mów. – Natalia nie mogła skończyć mówić, tak wiele chciała się dowiedzieć od przyjaciółki, że nie wiedziała od czego zacząć.
- Spokojnie, Natala, przecież wiesz, że  Ci opowiem.  Tylko nie wszystko na raz. Musisz uzbroić się w cierpliwość.  Co chcesz wiedzieć na początku?
- Mama. Jak tam sytuacja? Radzicie sobie?
- No tak, czemu miły byśmy sobie nie radzić. Ogarnęłyśmy wszystko razem i żyjemy. A ja chyba zrozumiałam to, że to była dobra decyzja. Bo inaczej, do dziś były byśmy na dnie.
- To strasznie się cieszę, a co z tatą?
- Tatą? Tata próbuje przekonać mamę do zmiany decyzji, ale my wiemy, że to tak zostanie. Bo za dużo rzeczy się stało. A ja staram się jeździć do niego przynajmniej raz w miesiącu, więc odwiedzam go.
- Jesteś u taty i nic mi nie mówisz? Taka przyjaciółka.- mówiła Natalia, śmiejąc się
-Weź, wiesz, że gdybym miała czas to dała bym Ci znać. Tam jestem taka roztrzepana i nieogarnięta, że trudno mnie złapać.
- Wiem, rozumiem. Jak zwykle zakręcona. A jak szkoła, znajomi?
- Nawet nie wiesz jak mi się udało. Mam wspaniałą klasę, wiele osób z niej stało się dla mnie bardzo ważne i to dzięki nim czuję, że żyję. Tak prawdziwie. No i jeszcze Mario.
- Mario? To ten chłopak, który Cię przywiózł? Jesteście razem?
- Tak, od pół roku. On jest wspaniały. Taki kochany i czuły. Do tego spontaniczny. Ale też potrafi pokazać pazury. Jest uosobieniem tego czego potrzebuję. Czuły chłopiec z drugim, niegrzecznym obliczem. I w sumie nie wiem, czy ja zasługuję na takiego kogoś.
- Jula, zasługujesz, bo sama jesteś wspaniała. A jak to się stało, że się poznaliście?
- Śmieszna historia, powiem Ci. No więc tak.

4 miesiące temu, razem z Ewą, koleżanką z mojej klasy postanowiłyśmy się oderwać od wszystkiego i iść na imprezę. Okazja była, bo Ewka ma super świetnych rodziców a mojej mamy jak zwykle w weekend nie było, bo szkolenia. Poszłyśmy czegoś poszukać. No ale nasze ukochane miasto jest takie, że nic nigdzie się nie działo. Zadzwoniłyśmy do jej brata. A że on ma 25 lat no to inteligentny zabrał nas same nie wiemy gdzie, no ale nic, obiecał, że nas odbierze to tyle nam wystarczyło. Po chaosie panującym przy wejściu, zorientowałyśmy się, że to jakiś bardzo dobry klub. No ale co, chciałyśmy się naprawdę oderwać od wszystkiego więc lepiej dla nas. Weszłyśmy pewnym krokiem, obydwie w świetnych sukienkach i szpilkach i oniemiałyśmy. W klubie było nie wiem ilu piłkarzy. Tych prawdziwych, nie takich okolicznych. PRAWDZIWYCH i ZNANYCH! To nic, że byli z Bundesligi, którą się wcale tak bardzo nie interesuję, ale to byli PIŁKARZE! Umarłam normalnie i nie mogłam się ruszyć. Chciałam iść tam i z nimi pogadać, a z drugiej strony uciekać. I nie wiedziałam jakim cudem Alek nas tu przywiózł. No dopiero po chwili, jak ochłonęłam trochę to zorientowałam się, że gra on w klubie, który przez ostatni miesiąc trenował z klubami z Niemiec. A my z nimi jeździłyśmy jako bidonowe, haha. No tak, teraz wszystko jasne. Dobrze wiedział jak kocham piłkę, idiota. Dobra. Teraz dopiero zaczęło się ciekawie…
Patrząc na tych wszystkich ludzi, powiedziałam Ewie, żebyśmy szły do toalety, bo muszę zobaczyć jak wyglądam. No ale ona już została omotana przez Benedikta Howedesa, jak większość lasek ale nie ja. Co one w nim widzą? Nie wiem. Dobra, czasem jest zabójczy no ale to czasem. Najważniejsze, że mnie nie rusza. Cieszą się z tego, nawet bardzo. Nie ulegam jego ‘urokowi’ jak to niektóre mówią. Mam innych piłkarzy w mojej głowie. Niewielu z Niemiec, ale też są. Nie ważne. Patrząc, na Ewkę postanowiłam iść sama. Weszłam do damskiej toalety i odetchnęłam z ulgą. Nikogo nie było i mogłam się uspokoić. Wyjęłam z mojej torebki puder oraz tusz do rzęs i poprawiłam makijaż. Nie było najgorzej, jakoś wyglądałam. Usiadłam obok umywalki by przemyśleć to co się dzieje. Nie wierzyłam, że jestem w takim miejscu. „Chyba tutaj zostanę bo tam umrę” pomyślałam. Ale nie wiedziałam, że to dopiero początek.  Kiedy tak siedziałam zwinięta w kulkę, ciągle myśląc o tym co się dzieje, drzwi się otworzyły i wszedł ON. Wiedziałam kim był i kochałam go od dawna. Piękny, niewinny, wspaniały i taki dość zmieszany moim widokiem Goetze.
- Yyy, chyba nie te drzwi- powiedział- ale może dobrze, że się tu znalazłem. Coś się stało?
- Nie,  nie po prostu jestem zaskoczona swoją obecności tutaj. Zupełnie tu nie pasuję.- powiedziałam i z moich oczu popłynęła mała łza.
- Mała, nie płacz. Jak to nie pasujesz? Jesteś śliczną dziewczyną a my jesteśmy niezłymi chłopakami- roześmiał się Mario- I mówię to naprawdę, nie tylko po to, żeby Cię pocieszyć. Widziałem Cię przy wejściu z koleżanką, a później zniknęłaś. Pomyślałem, że pewnie tutaj Cię znajdę. – uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Nie wiem co mam powiedzieć. Wiem kim jesteś, uwielbiam Cię, jesteś niesamowitym piłkarzem. A ja? Zwykła dziewczyna, która nie wiem jakim cudem znalazła się w takim klubie i jeszcze rozmawia z kimś takim. Zabijcie mnie albo powiedzcie, że to sen, bo nie wierzę.
- A teraz uwierzysz?- Mario podszedł do mnie, ujął delikatnie moją twarz, otarł kciukiem łzy z moich policzków i pocałował mnie. Nie spodziewałam się tego. Wszystkiego innego, ale nie tego. Zdrętwiałam, ale po kilku sekundach to zrozumiałam i poddałam się mu. Ten pocałunek był pierwszym, tak namiętnym i wspaniałym w moim życiu. Wtedy myślałam, że ostatnim. Wtedy byłam tego pewna. Nie wiedziałam co będzie dalej. Po chwili cofnął się i popatrzył w moje oczy. – Wierzysz teraz, że jesteś wspaniała i niesamowita, i że nadajesz się tutaj?
- Może tak ale tylko z Tobą, sama nic nie znaczę - przytuliłam się do niego a on ścisnął mnie tak mocno, że ledwo mogłam oddychać. Czułam jego oddech na szyi a razem z tym czułam się bezpiecznie. Mimo, że znałam go kilka minut, wiele o nim wiedziałam i zawsze sądziłam, że jest dokładnie taki. Taki jak wtedy.
Później cała impreza minęła, oczywiście Mario nie chciał mnie nigdzie puścić samej, poznał mnie z kilkoma swoimi kolegami z drużyny, której i tak nie cierpię mimo tego, że są straszliwie mili. Ewka szalała sobie na parkiecie więc trudno było ją złapać. W momencie, gdy byłam koło niej powiedziałam, żeby się nie martwiła ja jakoś dostanę się do domu. Koło godziny 2 w klubie było o wiele mniej ludzi, niż na początku.  Wtedy Mario postanowił zabrać mnie stamtąd. No nic, ufałam mu no to pojechałam z nim i myślałam, że ten wieczór lepszy być nie może. A był. Zabrał mnie do swojego mieszkania, gdzie na balkonie przygotowana była kolacja. Nie wiedziałam jak i kiedy to zrobił ale czułam się cudownie. Znał mnie tak krótko a tyle robił. To było niesamowite. Kiedy tak siedzieliśmy na balkonie, powiedział mi, że zauważył mnie na treningu i wtedy już chciał mnie poznać. Ale nie udało się i zgadał się z Aleksem żeby nas przywiózł. I wtedy ten spisek wyszedł na jaw. Chciałam ich za to zabić, a z drugiej strony byłam szczęśliwa. Pierwszy raz ktoś się starał o mnie. To miłe uczucie. Reszta wieczoru była bardzo przyjemna i urocza. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam, wiem tylko, że z nim. To był wspaniały dzień i na pewno go nie zapomnę. No a potem tak wyszło, że Mario poznał mamę, ona go strasznie polubiła i można powiedzieć, że mieszka z nami bo jest u mnie 5 dni w tygodniu oczywiście z nocami. No i tyle.
Taka nasza mała historia :)


- Jejku, jakie to piękne jest. Nie wiesz jak bardzo Ci zazdroszczę. – powiedziała Natalia, gdy skończyłam opowiadać- szczęściara z Ciebie.
- Tak, teraz mi to mówisz, ale to, że jesteś z Maćkiem od 3 lat to nie jest szczęście? Weź się już nie pogrążaj- powiedziałam do niej  z uśmiechem.
- Dobra, dobra. Najważniejsze, żeby było wspaniale, a widzę że jest. Nawet nie wiesz jak się cieszę- przyjaciółka przytuliła mnie- to co, teraz idziemy zaszaleć?
- Chodźmy- zapłaciłyśmy i ruszyłyśmy w stronę Galerii Handlowej. Później cały dzień minął bardzo szybko, Natalia musiała wracać a ja cieszyłam się z tego spotkania. No i przypomniałam sobie wszystko z tamtej nocy na nowo. 

środa, 20 marca 2013

Pierwsza.

Napisałam pierwszą część i mam nadzieję, że się spodoba ;)
Chciałam tylko dodać jedną rzecz. Noże narracja będzie trochę pogmatwana, Jednak w dialogach chciałam użyć pierwszoosobowej a opisy w trzecio i tak jakoś wyszło. Ale postanowiłam i tak zrobiłam. Na początku będzie krótki opis, jakby z perspektywy innej osoby a potem całość opisywana oczami Julii. Mam nadzieję, że się nie pogubicie :)

Miłej lektury! :*

____________________________________________


Sobotni wieczór. Biały salon pełny storczyków, rozświetlony blaskiem 4 lamp. Gdzieniegdzie rzucone męskie ubrania, jak to zwykle bywa w domu, gdzie jest facet. Julia siedziała na dużej, białej, skórzanej kanapie, otoczona zeszytami, książkami i kserówkami. Niemiecki. Właśnie to on. Jak zwykle on zajmował jej cały czas wolny. Tylko dlaczego niszczył sobotnie plany? No tak. Zbliżający się sprawdzian z dużego materiału nie dawał jej spokoju. Chciała w końcu dostać dobrą ocenę, żeby mieć przez chwilę spokój. Obiecała to sobie i zrobi tak.

Mario wychodząc z łazienki w krótkich spodenkach i koszulce stanął w drzwiach. Po chwili wszedł do pokoju i uśmiechnął się.
- Nie spodziewałem się takiego widoku- powiedział widząc mnie na kanapie z otwartymi książkami i zeszytami
- Zamknij się! Mam za 4 dni test z niemieckiego a nie umiem zupełnie nic. Na dodatek ta kobieta mnie nienawidzi.
- Oj, no na pewno nie jest tak źle. Przecież jesteś mądrusiem- zaśmiał się
- Taa, na pewno. I to szczególnie z niemieckiego. Weź skończ.
- Dobra. Pokaż, co tu masz. – przesunął stos zeszytów rozłożonych na kanapie i usiadł obok mnie- Hmm.. Czas wolny, podróże, imprezy… no wiesz, kto jak kto, ale Ty powinnaś dobrze rozumieć te tematy- powiedział Mario śmiejąc się.
- Ooo nie, tak rozmawiać nie będziemy. To wcale nie jest takie śmieszne i oczywiste, kolego. Doigrałeś się. Nie rozmawiam z Tobą- powiedziałam i siadając po turecku z książką na kolanach odwróciłam się plecami do niego. Chłopak wstał z kanapy i odszedł. Nie spodziewałam się takiej reakcji. W sumie było mi trochę przykro z tego powodu, ale musiałam się uczyć. To było dla mnie w tym momencie priorytetem. Znów zaczęłam czytać te głupie słówka. Powoli łapałam o co chodzi i zaczynałam ogarniać cały ten dział. Jednak to nadal nie było to czego oczekiwałam. No i było coś co zaprzątało mi głowę przez cały czas. Coś, a może ktoś. Tak, to ktoś. To był Mario.

Po 40 minutach ciszy znów poczułam czyjąś obecność w salonie, wiedziałam, że to mój facet, ponieważ byliśmy sami. Moja rodzicielka wyjechała na cały weekend na szkolenie. Oczywiście mama jak to mama ciągle dzwoniła i mówiła, żebym pamiętała o szkole i o nauce i bla, bla, bla jak to mama zostawiająca córkę na kilka dni z chłopakiem. Najgorsze scenariusze. Ale wiedziała, że jesteśmy normalni i poradzimy sobie. No ale nic, za to ją kocham.
Poczułam ruch kanapy, zaraz za mną.
- Dobra, Juli bez fochów. Przepraszam. – objął mnie od tyłu i oparł głowę na moim ramieniu – przecież wiesz, że jeśli chcesz to mogę Ci pomóc z tym niemieckim. Wystarczy, że ładnie poprosisz- powiedział uśmiechając się bardzo uroczo.
-No tak, zawsze ja proszę Cię o wszystko, nie rozumiesz tego, że chcę być samodzielna? Działać bez niczyjej pomocy?
- Wiem słońce, ale nie sądzisz,  że może tak było by prościej? Może wtedy byś coś załapała
- Hmm, no dobra, więc co takiego powinnam zrobić? – spytałam, odwracając się do niego
- Na początek, to ty się koleżanko rozluźnij, bo słabo będzie
- Łatwo Ci mówić, rozluźnij się. Mam się tu uczyć cholernego niemieckiego a przede mną siedzi cholerny Niemiec i się ze mną droczy. I jak ja się mam rozluźnić? – spytałam śmiejąc się
- Za tego cholernego Niemca to sobie zobaczysz- odparł
- Jejuu, no wiesz o co mi chodzi. O to, że jesteś cholernie przystojny miśku
-Yhy, yhy na pewno. A teraz mówię do Ciebie śmiertelnie poważnie. Ogarnij nerwy i wrzuć na luz bo inaczej kiepsko.
- Możesz sobie mówić, ale Ty nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. Jeszcze jedna słaba ocena i ona mnie zniszczy. Nie rozu…- nie zdążyłam skończyć zdania, bo zamknął mi usta pocałunkiem. Tak, musiał akurat teraz, kiedy byłam tak strasznie zdenerwowana na niego i na tą kobietę. No ale chyba tego potrzebowałam. Chwili oderwania i poczucia bliskości drugiej osoby. Teraz wiedziałam, że nie jestem sama i że on mi pomoże. Że nie pozwoli mi się zadręczać tą szkołą i wszystkim co niszczy mój humor.  Trwając tak uniósł mnie lekko w górę sadzając na kolanach i obejmując w pasie. Czułam, że to zrobi. Często to robił i podobało mi się. Czułam wtedy, że chce być jeszcze bliżej mnie. Tak blisko jak tylko mu pozwolę. Cieszyłam się, że nie naciskał na mnie zbytnio, wiedział, jaka jestem. Wystarczy krok za daleko i może zniszczyć wszystko. Kochałam Go za to, że wiedział ile może. Wplotłam palce w jego włosy, które były jeszcze mokre. Podobało mi się to tak samo jak jego uśmiech. Taki niewinny i prosty. Matko, co ja mówię, kocham Go całego za wszystko. Za każdy nawet najmniejszy gest skierowany w moją stronę. I pomyśleć, że kiedyś marzyłam o kimś takim a teraz jest mów. Teraz wiem, że jestem szczęśliwa. Tak, to jest szczęście.


(…)

-Schenken?
- No podarować
- Kaufen?
- No jak to co, kupować
- Brauchen?
- Hmm, potrzebować?
- Pytasz się jeszcze. Tak. A bewundern?
- Hmm, podziwiać- powiedziałam patrząc na jego tors z podziwem jak samo słówko wskazuje, po czym zaczęłam się śmiać.
- Kurde, takim sposobem to ty chyba wszystkie słówka zrozumiesz- odpowiedział
- Wiem, bo mam najlepszego nauczyciela na świecie- wstałam z kanapy, pocałowałam go delikatnie i przelotnie, po czym ruszyłam w stronę kuchni.
- Dobra, dobra. A panna gdzie się wybiera?
- Do kuchni, Panie Muszę Wszystko Wiedzieć, zgłodniałam przez te 3 godziny gadania- uśmiechnęłam się i wyszłam z salonu.

PROLOG


Marzec. Wiosenne słońce zaczynało w końcu grzać.  Julia siedziała w szkole na niemieckim. Nie darzyła szczególną sympatią ani lekcji ani nauczycielki, mimo wielkiej miłości do Niemiec. Zawsze, kiedy miała wejść do Sali nr 13 chciało jej się płakać. Nasuwa się pytanie:, Dlaczego nie zmieni języka na inny? Gdyby to było takie proste. Wszystko wina ukochanej pani dyrektor. Nie znosi zmian i próbuje wmówić uczniom, że niemiecki bardziej przyda się im w życiu. Taka jej prawda, nie wie, co czeka absolwentów,   ale już mówi, co bardziej im się przyda. Niestety. Szkoła, to szkoła, a ona tam rządzi. Trudno.  To jednak nie zmieni faktu, że niemiecki nie chce wejść Julii za nic do głowy.  Słówka, zwroty, nic.  Zupełnie inaczej jest z piłką nożną. To ma opanowane do perfekcji. To było to, co sprawiało jej radość. Oglądanie meczy, kibicowanie i te emocje, które temu towarzyszyły. Kochała to.

To właśnie dzięki piłce poznała wielu swoich znajomych. Dzieliła z nimi swoją pasję, a przy okazji poszerzała horyzonty. I tak na jej drodze stanął Mario Goetze. Przystojny, młody a do tego piłkarz. Właśnie o takim facecie marzyła. A przynajmniej tak jej się wydawało.  Nie miała nawet dużego problemu z tym, że był zawodnikiem BvB- klubu, którego nienawidziła, głównie z powodu wielkiego szumu wokół grających tam Polaków, głównie Roberta Lewandowskiego. Jednak oglądała często Bundesligę, głównie dlatego, że jej serce, zaraz po Realu Madryt, było oddane Bayernowi Monachium na równi z Arsenalem Londyn.  Pokochała ten klub tak samo jak całe Monachium. Wystarczyło, że mieszkała tam przez 2 tygodnie i to wystarczyło.  Chyba wtedy zrozumiała, że naprawdę kocha piłkę i musi zacząć cos z tym robić. No i poleciało. Mecze, kibicowskie znajomości i imprezy. I właśnie tak poznała swojego obecnego partnera, czyli właśnie Mario. Na imprezie. Jednak historia ich znajomości jest tak pogmatwana, że zostawię ją dla waszej wyobraźni. Jednak jedno jest pewne. W tym momencie swojego życia Julia była najszczęśliwszą osobą. Miała wspaniałego faceta, piękne mieszkanie i cudownych znajomych. Jedyne, co jej mogło przeszkadzać, to nie najlepsze wyniki w szkole, bo stać ją było na więcej. Jednak to, co miała jej wystarczało. Żyła każdym dniem jak tym ostatnim. Takie było jej motto.
 


______________________________

Taki prolog, mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej i spodoba się Wam. 
Chciała bym, żeby ten blog miał chociaż jednego stałego czytelnika, bo czym jest nadawca bez odbiorcy. Liczę na Was miśki i wymyślam dalsze części ;* 

No to zaczynamy :)

Cześć miśki! ;*

Już od bardzo dawna zabieram się do pisania bloga z opowiadaniem o miłości dziewczyny i piłkarza. Kocham czytać takie blogi i zawsze sama chciałam tego spróbować. Ale jakoś nigdy nie miałam czasu i jakichś większych chęci, by to zacząć. No i dziś, siedząc na niemieckim i czekając aż klasa skończy pisać kartkówkę ( nie pisałam kartkówki bo byłam chora i miałam zgłoszone nieprzygotowanie - żeby nie było, że się nie uczę :D ) pomyślałam sobie: 'Kurde, i tak Ci się nudzi, weź zacznij coś pisać' no i poszło. Wymyśliłam cały prolog i fragment pierwszej części. I chyba się trochę wkręciłam ;)

Tak więc opowiadanie to będzie sama nie wiem o czym. Myśl przewodnia to miłość zwyczajnej dziewczyny i wspaniałego piłkarza. Miłości, która nie ma granic wiekowych, poglądowych i społecznych. Takiej, która pokazuje rzeczywistość. Nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli, jednak taka kolej rzeczy. Opowiadanie nie ma stałych bohaterów. Osoby, które występują w opowiadaniu przedstawiać będę z prawej strony, ponieważ doszłam do wniosku, że tak będzie najlepiej- wszyscy w jednym miejscu i łatwo to znaleźć. Jedyną taką stałą osobą jest główna postać czyli Julia. Jej osobę opiszę poniżej:





Julia to 17 letnia dziewczyna mieszkająca w niewielkim mieście, chodzi do najlepszego LO w okolicy.
Po wielu ‘przygodach’ i próbach odnalazła się w swoim życiu. Ma to czego chciała- szczęście. Tylko czy ono będzie wieczne? Zobaczymy :)

Mam nadzieję, że spodoba się wam i będziecie tutaj zaglądać :*