niedziela, 5 maja 2013

Szósta.


Kolejny jest. Przepisałam, bo w końcu znalazłam te nieszczęsne kartki z geografii. Tyle co przy pisaniu tego rozdziału to problemów jeszcze nie miałam, i sama śmiałam się z tych głupot jakie napisałam. Ale to nic, trzeba było w końcu dodać ten kolejny. W końcu jest Iki co cieszy bardzo (Kala ciesz się. <3 ). Rozdział się kończy tak, że ... z resztą sami się przekonacie. Dobra nie wiem już co pisać, więc tyle. MAM NADZIEJĘ, ŻE SZÓSTKA SIĘ WAM SPODOBA I PROSZĘ O KOMENTARZE. KOCHAM WAS MOCNO. <3
__________________________________________________________________

Wtorek, piękny, słoneczny dzień. Jeden z najważniejszych obecnie dni w życiu Julki. Dzień, w którym spotka się z chłopakami Realu Madryt. Jej największej miłości.


Wstałam o 8. Nie mogłam spać, strasznie się denerwowałam dzisiejszym dniem. Chciałam być po prostu naturalna, bo z moją ciekawością to mnie znienawidzą. Dlatego muszę się pilnować. Zjadłam śniadanie, wzięłam prysznic i zaczęłam tworzyć koncepcje togo, co założę. Przez godzinę stałam przed szafą i nie mogłam się zdecydować. W tym bez sensu, w tamtym za gorąco albo za grubo. Po długich medytacjach w tym temacie w końcu wybrałam. Ubrałam ciemne rurki, białą bokserkę i do tego beżowy sweterek.  Gdy skończyłam się szykować, było już za dziesięć 12. Wrzuciłam do torby portfel, wodę i koszulę, po czym wyszłam z domu. Lira już czekała.
-Cześć- powiedziałam wsiadając do samochodu.
- No hej, jak tam nastrój? – spytała z uśmiechem na twarzy.
- Strasznie się boję, w sumie nie wiem niczego o nich. Zawsze byli tylko w tym ekranie, no i to kilka razy co byłam na meczach, to z daleka. A teraz? Masakra. A co jak nie będą chcieli ze mną gadać? Jak spalę się na wstępie?
- Nie myśl tak nawet Oni są strasznie mili i zawsze otwarci na ludzi. Sama się o tym przekonałam. A skoro byli tacy dla mnie jako Cule to Ciebie, jako Madridistkę pokochają od razu. – powiedziała
- Mam nadzieję, że masz rację- odpowiedziałam z niepewnością.
Po 40 minutach dojechałyśmy na miejsce. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze po jakieś jedzenie, bo trzeba jeść w końcu. Dostałyśmy się bez problemu. Usiadłyśmy nie na trybunach tylko na trawie, bo doszłyśmy do wniosku, że poleżymy jak nam się znudzi siedzenie. Po chwili pojawili się na boisku. Ja nie wierzyłam i wbiło mnie w ziemię, ale to chyba normalne, kiedy widzisz po raz pierwszy tych których kochasz i chcesz być jak oni. Jednak po kilku chwilach ogarnęłam się i już spokojnie gadałam z Lirą. Śmiałyśmy się  tego, że chłopaki chcąc się popisać ‘bawili się’ piłką, jedna zwykle nie wychodziło im to za często. Inną rzeczą, która była strasznie zabawna było ‘przypadkowe’ wykopywanie w naszą stronę. Czułam się jak chłopcy od podawania piłek, autentycznie. Po dłuższym czasie już zapomniałam, że jestem na treningu Realu. Czułam się jak na treningu moich kolegów z orlika. Leżałam na trawie z Lirą, rozmawiałyśmy o głupotach i opalałyśmy się.
W pewnym momencie ktoś zasłonił nam słońce. Nie otwierając oczu prawie krzyknęłam:
- Co za debil zasłania nam to ciepełko? – otwarłam oczy i chciałam się zapaść pod ziemię, zniknąć.
To był Iker. Prawdziwy on. Moja inspiracja życiowa. A ja do niego z takim tekstem. Boże, czemu ja wcześniej nie otwarłam tych oczu? Zabijcie mnie.
- Koleżanka zawsze taka nerwowa? – Iker spyta Lirę śmiejąc się.
- To wcale nie jest śmieszne, nie musiał yyy, Pan? Zasłaniać mi tak nagle tego ciepłego słońca.
- Dobra, przepraszam. Ale możesz mówić mi Iker? Nie jestem taki stary.
- Serio? Zaczynam Wierzyc w marzenia, bo się spełniają. Jestem Julia, miło mi. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam będąc tutaj. To wszystko wina Mesuta.
- Nie no co Ty. Cieszę się, że Mes zaprasza fajne dziewczyny, dla chłopaków to bardzo motywujące- zaśmiał się Iker
- Dzięki, poczułam się dziwnie potrzebna- zaczęłam się śmiać
- Nic dziwnego, sama popatrz jacy są zaangażowani – powiedział siadając bok nas
Rozmawiałam z nim do końca treningu, już ze spokojem, bo wiedziałam, że gorzej niż przy powitaniu nie będzie. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, nie koniecznie tych, o które pytałam. Ale Iker to Iker, jak zacznie gadać to o wszystkim. Gdy chłopcy zeszli z treningu Iker spytał czy idziemy z nim do szatni. Jak to usłyszałam to stanęłam jak wryta, znowu. Co? Serio? Nie ma mowy. Przecież ja tam umrę. Nie ma szansy. Jednak nie można być spokojnym z Lirą i Ikerem. Pół drogi musieli mnie  tam ciągnąć. W końcu się ogarnęłam i sama dotarłam na miejsce. Weszliśmy do szatni, w momencie, który tylko Iker mógł przewidzieć.
TYLE WYGRAĆ! Właśnie takich ich kocham. Bez koszulek, gdy są tacy spokojni, a jednak nie i zachowują się jak dzieci. Atmosfera szatni większości klubów. Jednak tutaj jest na co patrzeć, nie to co w Dortmundzie. Dodatkowo tam był Mario, który miał pretensje o to, że patrzę za dużo na jego kolegów. Jak ja się cieszę, że w końcu się od niego uwolniłam. Będąc z nim w związku nie widziałam tego wszystkiego, co mi robił. Ale po co ja o tym myślę. Muszę zapomnieć. Teraz trzeba skupić się na tym, że mogę patrzeć na chłopaków Madrytu bez żadnych obaw. I lepiej nie mówić jak mój mózg zareagował na to co zobaczył. Jednak jestem niewyżyta, wyszło szydło z worka. Wszystko przez tą samotność. Ale nic, poradzę sobie.
Wracając do szatni. Gdy weszliśmy tam, prawie nikt nie zwrócił na to uwagi. Dopiero kiedy Iker powiedział, że nie jest sam to nagle wszyscy się zainteresowali. Przychodzili i po woli zebrała się wokół mnie gromadka chłopaków z czego połowa bez koszulek, a ja w środku po prostu umierałam. CZEMU ONI MI TO ROBIĄ? Ale przecież nie powiem, żeby poszli bo czuję się niekomfortowo. Po chwili już spokojnie gadałam z nimi na wiele różnych tematów. Siedzieliśmy w tej szatni w większości, bo niektórzy nie mieli dużo czasu. Angel szybko jechał do domu do dzieciaka, Xabi, Luka i Karim mieli strasznie dużo do zrobienia, a Lira zabrała Mesa i pojechali. Na co ja się zgodziłam. No trudno, jakoś wrócę. Trzeba sobie radzić, a poza tym musiałam z nimi dłużej posiedzieć. Było bardzo zabawnie, czasem dziwnie, bo chyba czasem zapominali, że jestem jedyną dziewczyną. NIE ŻEBY MI TO PRZESZKADZAŁO.  W życiu się tyle nie śmiałam. W sercu dziękowałam Bogu za to, że się tu znalazłam. Poznałam ich z innej, tej prawdziwej strony w pewnym stopniu. Bo nikt normalny nie gada o swoich super przygodach przy ludziach, którzy są obcy. Chyba, że dla nich to norma, to sory. Ale wątpię. Po długim czasie rozmów wszyscy doszliśmy do wniosku, że jest już późno i pasowałoby się zbierać. Wstałam z ławki i nagle nie wiedziałam co się dzieje. Zrobiło mi się strasznie słabo i  po chwili wylądowałam na podłodze.